Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi pablo84 z osady Mysłowice. Mam przejechane 56690.67 kilometrów, Kulam się 18.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 114.50km
  • Czas 06:02
  • VAVG 18.98km/h
  • VMAX 70.30km/h
  • Sprzęt "Biała Strzała"
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rajd wokół woj. Śląskiego Ustroń-Jeleśnia

Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 21.07.2015 | Komentarze 0

I nastał ten dzień gdzie trzeba było pokonać śląskie górki. Nie powiem trochę się obawiałem czy damy radę tym bardziej, że plan był ambitny a i pogoda nie pomagała. :) Ale po koleji :P

W tygodniu zaplanowałem ze szwagrem Arturem weekendowy wyjazd na drugi etap Rajdu wokół woj. śląskiego. Tym razem plan był bardzo wymagający. Do pokonania mieliśmy największe przewyższenia na całej trasie rajdu. Zgadujemy się więc o 5:15 u mnie pod blokiem i po krótkim "hello" ruszamy na katowicki dworzec gdzie czeka na nas szynowóz do Ustronia. Tam wyskakujemy o 8:02 i od razu zbieramy potwierdzenie w ustrońskim kiosku. Chciałem w Muzeum ale jeszcze przez godzinkę było zamknięte.

Potwierdzeni ruszamy asfaltem prosto na Wisłę gdzie przez Głębce i przełęcz Kubalonka (z długim morderczym lecz przeżytym jeszcze w znośnej temperaturze podjeździe i cudnym długim zjeździe) docieramy do Istebnej. Mnie się już ta trasa podobała - długie podjazdy nagradzane szybkimi zjazdami :)



W Istebnej odwiedzamy punkt "i" gdzie sympatyczna pani opowiada trochę historii i o okolicznych walorach turystyczno-przyrodniczych. Robimy focisz pod kościołem - jeden z licznych na całej trasie rajdu - i ruszamy dalej.


Nie przejeżdzamy nawet 300m a tu droga na Jaworzynkę spada w dół (notabene łapiemy tam dziennego maxa prędkości - a mój rekord życiowy na kole).

Lecz jak jest w dół to i musi być w górę, no i po szybciutkim zjeździe zaczynamy wspinaczkę do Jaworzynki. Tam kolejne potwierdzenie i jedziemy dalej. Jakoś przejechałem zjazd i dojeżdzamy do parkingu i końca drogi - a jak już tu jesteśmy to odwiedzamy nieopodal mieszczący się Tróstyk, czyli miejsce gdzie stykają się granice Polski, Słowacji i Czech.


Atrakcyjnie zagospodarowane miejsce gdzie robimy przerwę popasową pod czeską wiatą. Oglądamy mapę i planujemy dalszą trasę.

A że trochę strome górki były planujemy skrócić i ok 400m przejechać pieszym szlakiem. Niestety mój błąd w odczycie mapy i niezauważenie skrętu szlaku wyprowadza nas w polu - dosłownie w polu na granicy z lasem.

Decydujemy się na powrót pod górę (gdzie Artur miał wyraźnie niezadowoloną minę) i wracamy asfaltem już na odpowiednie tory naszej wyprawy. Przemieszczając się pięknymi okolicami wzdłuż rzeczki przystajemy i robimy przerwę na moczenie. Ależ ulga w tak upalnym dniu chwilkę schłodzić się w zimnym strumyku :)


Podbudowani psychicznie ruszamy dalej w górę i w dól aż dostajemy się do Zwardonia. W oddali widać ciemne burzowe chmury więc robimy postój pod sklepem aby sprawdzić jak rozwinie się pogoda. I dobrze za kilkanaście minut nachodzi nas burza którą przeczekujemy w gospodarstwie agroturystycznym Zgoda. Zjadamy tam też bardzo smaczny swojsko robiony obiadek - barszczyk z kartoflami i pierogi ze świeżo zebranymi jagodami. Ilość jak i cena baaardzo do polecenia. Po godzince spędzonej na regeneracji, obżarci ruszamy dalej w trasę. Wracamy do Laliki skąd drogą na Sól i Rajcze docieramy do Milówki. Golce nie chciały zaśpiewać to tniemy dalej. Niestety dalsza droga aż do noclegu ciągła się już za chmurą z której miejscami dość mocno musiało padać.

Gdzieś w okolicach Węgierskiej Górki gubię ręcznik zawieszony na bagażniku. Jakieś straty muszą być hehe. No i już w oddali zaczyna być widać finisz dzisiejszego dnia a w powietrzu zaczyna być czuć te spragnione zimne piwko. Ale żeby smakowało ono jeszcze lepiej musieliśmy pokonać ostatnią dzisiaj ale za to jak męczącą przełęcz u Poloków między Juszczyną a Sopotnią.



Z tamtąd już tylko zjazd do Jeleśni gdzie kwaterujemy się u cioci od Artura. I jak to zwykle bywa wieczór przeciąga się w noc na wspominaniu i opowiadaniu dawnych dziejów rodzinnych. :) 


Z dnia jestem mega pozytywnie zadowolony choć nie powiem, że nie miałem chwil zwątpienia... szczególnie przez panującą temperaturę i duchotę!

A tu kreska z Endo
Kategoria drugi napęd, urlop



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!